Według ustawy o transporcie lotniczym z 86 r. w Stanach Zjednoczonych bezpłatnie w kabinie może lecieć z potrzebującym pasażerem np. pies przewodnik. Jednak prawo zezwala również na obecność innych zwierząt towarzyszących, które będą emocjonalnym wsparciem. Trzeba mieć na to zaświadczenie (np. od psychiatry), które przekona przewoźnika, że towarzystwo danego zwierzęcia ułatwi pasażerowi podróż. Na przykład Amerykański Departament Transportu ogłosił w połowie sierpnia minionego roku, że miniaturowe koniki mogą latać razem z podróżnymi jako tzw. zwierzęta służbowe we wszystkich kabinach samolotów komercyjnych. Przyszedł czas na zmiany.
Ci pasażerowie nie wejdą już na pokład
Nie od dziś wiadomo, że ludzie lubią kombinować, więc takie zaświadczenia zaczęły się sypać jak z rękawa, a wraz z nimi coraz bardziej wymyślne zwierzęta. Nadużyć nie było końca. Jak informuje rp.pl, z końcem grudnia 2020 świnka, miniaturowy konik, iguana, indyk, czy nawet kot nie polecą już na pokładzie samolotu jako wsparcie emocjonalne. Zdaniem innych pasażerów nadużywało to ich zaufania i zmniejszało komfort podróży.
Na liście dozwolonych zwierząt zostają tylko psy, które muszą być dodatkowo odpowiednio wyszkolone i rzeczywiście pomagać w przemieszczaniu się osobom niepełnosprawnym, w tym także tym zaburzonym emocjonalnie. Pozostałe zwierzęta, które muszą odbyć podróż drogą powietrzną będą transportowane jako specjalne cargo, a ich podróż oczywiście będzie płatna.
Nowe przepisy pozwalają przewoźnikowi ograniczyć do dwóch liczbę psów, które podróżują na pokładzie z pasażerem i wymagać, by zwierzaki mieściły się w przestrzeni przed jego fotelem. Taki pies musi być cały czas na smyczy.
Na pokład nie wolno wprowadzać zwierząt agresywnych, które mogłyby zagrozić pozostałym pasażerom. Linie lotnicze same będą decydowały, czy pasażer dodatkowo zapłaci za swojego czworonożnego przyjaciela.