Życie w Australii do najłatwiejszych nie należy. Po fali upałów i pożarów, jaka przelała się przez ten kraj, teraz zamiast upragnionego deszczu spadł… grad wielkości piłek golfowych.
Rejony Australii zmagające się z pożarami oraz zanieczyszczonym w ich rezultacie powietrzem muszą obecnie zmierzyć się również ze zniszczeniami wywołanymi gwałtownymi opadami gradu. Spadający z nieba lód równie brutalnie obszedł się z naturą, co z ludźmi. Część zwierząt, które przetrwały walkę z ogniem, nie przetrwały zetknięcia z sypiącymi się na ich głowy lodowymi kulami. Ludzie również mocno odczuli to zjawisko pogodowe – szyby w samochodach i w oknach domów zostały wybite, a straty materialne są znaczące.
Australia potrzebuje deszczu jak mało które miejsce na Ziemi. Przedłużająca się susza spowodowała olbrzymie pożary, które przetaczały się przez kraj przez kilka miesięcy, powodując zniszczenie 11 milionów hektarów buszu, niszcząc 2500 domów, zabijając 30 osób i ok. miliarda zwierząt. Oczekując na opady ludzie mieszkający w Canberze nie spodziewali się jednak, że to co na nich spadnie będzie gradem.
Dodatkowo w miejscach jeszcze do niedawna trawionych przez pożary, pojawiły się gwałtowne oberwania chmury, powodujące powodzie błyskawiczne. W okolicy Queensland można było ze zdziwieniem patrzeć na niszczącą siłę wody, która po prostu zastąpiła ogień. Pojawiające się znikąd rwące rzeki porywały wszystko na swojej drodze. Strażacy musieli przerzucić się z gaszenia na wypompowywanie.
Choć w ostatnim czasie Australia zmaga się z intensywnymi zjawiskami pogodowymi, to nie jest to jednak bardzo nietypowe dla tego kontynentu. Niestety, poprzez kontrast wywołany natężeniem tych zjawisk, może się wydawać, że nagłe opady są czymś nienaturalnym. W przeciwieństwie do pożarów, akurat ulewy są dla tej pory roku normalne. Zwykle występują nawet nieco wcześniej, ale w tym roku przedłużająca się susza naruszyła delikatną równowagę w przyrodzie.
