Podróżowanie wymaga teraz od każdego (zarówno od pasażerów jak i załogi i pilotów) negatywnych wyników testów na koronawirusa. Inaczej nie możesz wjechać do danego kraju, a nawet wejść na pokład. Tym razem jednak okazało się, że problem mieli piloci linii SpiceJet. Zostali zmuszeni do spędzenia 21 godzin w samolocie podczas postoju na lotnisku im. Franja Tudmana w Zagrzebiu w Chorwacji, ponieważ nie mieli wykonanych testów na obecność COVID-19.
Jak informuje portal dlapilota.pl, 11 maja, po wylądowaniu pilotom nie pozwolono wysiąść z samolotu z powodu brakującego zaświadczenia o wykonaniu przed lotem obowiązkowego testu na obecność COVID-19.
Okazało się, że przed wylotem z Indii przewoźnik otrzymał od chorwackich władz e-maila z potwierdzeniem, że test RT-PCR nie jest wymagany od załogi, jednak po wylądowaniu sytuacja się zmieniała ze względu na nagły i ogromny wzrost liczby zachorowań. Wytyczne momentalnie uległy zmianie.
Ze względu na ograniczenia czynności lotniczych, załodze SpiceJet zakazano powrotu do Delhi natychmiast po incydencie. Indyjska Dyrekcja Generalna Lotnictwa Cywilnego (DGCA) mówi, że każdy członek załogi musi odpoczywać w odpowiednich warunkach w celu utrzymania podczas późniejszego lotu odpowiedniego poziomu skupienia przez cały czas. Odpoczynek musi być proporcjonalnie dwukrotnie dłuższy od czas lotu.
Tutaj ze względu na specjalne okoliczności SpiceJet starał się uzyskać zgodę na lot, ponieważ obowiązkowy odpoczynek pilotów nie odbywał się w odpowiednich warunkach. Wyrażono zgodę, ale bez pasażerów i ładunku, a także pod warunkiem, że w kokpicie będzie trzech pilotów przez cały czas lotu.
