Tyle się mówi, że na żarty na lotnisku trzeba uważać, zwłaszcza te o bombach, ale widocznie wciąż są osoby, które o tym nie słyszały i jednak chcą rozładować atmosferę na lotnisku. Tym razem niefortunną odpowiedzią 34-latek uprzykrzył sobie pobyt na lotnisku w Krakowie. Wybierał się do Monachium. Nie skończyło się to dla niego jednak dobrze.
Może czytałeś już artykuł Nigdy nie żartuj o bombie na pokładzie samolotu. Efekt może być tragiczny. Innym razem pisaliśmy o kobiecie, która postawiła na nogi wszystkich pracowników lotniska w Gdańsku, kiedy powiedziała co ma w bagażu. Pisaliśmy nawet o 71-letniej Polce, która podczas odprawy biletowo-bagażowej na lot do Dubrownika powiedziała obsłudze lotniska, że w swoim bagażu oprócz bomby nie ma nic więcej. Została ukarana mandatem karnym i nie odleciała do Chorwacji.
W tym przypadku niefortunna, sarkastyczna odpowiedź na pytanie pracownika lotniska o zawartość bagażu podręcznego – typu gdybym nawet miał bombę…uruchomiła lotniskowe procedury bezpieczeństwa.
Na lotnisku pojawili się pirotechnicy i utworzono strefę bezpieczeństwa, aby sprawdzić bagaż. Został prześwietlony, a następnie sprawdzony przez wyszkolonego psa. Nie znaleziono tam żadnych materiałów wybuchowych, a mężczyzna próbował się wytłumaczyć mówiąc, że to przez stres. Otrzymał mandat w wysokości 500 zł. Miał jednak szczęście, że kapitan zgodził się go wpuścić na pokład.