25-letnia Brittany Oswell zmarła w szpitalu, po tym jak w samolocie American Airlines jej serce się zatrzymało. Mimo tego, że na pokładzie był lekarz i trzykrotnie apelował o awaryjne lądowanie, pilot nie zdecydował się na ten manewr. Po dwóch latach od tych wydarzeń mąż i rodzice kobiety wnieśli do sądu pozew przeciwko American Airlines.
Zatrzymanie akcji serca na pokładzie
Dwa lata temu, 15 kwietnia 2016 roku, Brittany Oswell leciała z Hawajów do Columbii (Karolina Południowa, USA) z postojem w Dallas. Świeżo upieczona mężatka wracała do domu, ale nigdy tam nie dotarła.
W samolocie źle się poczuła. Obecny na pokładzie lekarz twierdził, że wygłosiła coś w rodzaju mowy pożegnalnej, po czym zemdlała. Objawy przypominały atak paniki. Kobieta odzyskała przytomność, ale jej stan się nie poprawił.
25-latka wielokrotnie chodziła do łazienki i wymiotowała. Po trzech godzinach od pierwszego omdlenia zemdlała ponownie, tym razem w łazience. Lekarz zaapelował, by piloci wylądowali awaryjnie. Jak wynika z treści pozwu, prosił o to trzykrotnie, ale piloci stwierdzili że są 90 minut drogi od Dallas. Tam planowane było międzylądowanie i nie zdecydowali się lądować awaryjnie gdzieś wcześniej.
U Brittany Oswell doszło do zatoru i zatrzymania akcji serca. Obecny na pokładzie lekarz próbował użyć defibrylatora, ale urządzenie nie działało. Po wylądowaniu kobietę przewieziono do szpitala w Teksasie, gdzie stwierdzono u niej zator i uszkodzenie mózgu. Zmarła 18 kwietnia. Nie odzyskała przytomności odkąd straciła ją w samolocie.
Po dwóch latach od tamtych wydarzeń Ameryka żyje pozwem, który mąż i rodzice kobiety wnieśli do sądu przeciwko American Airlines. Linie lotnicze przesłały ABC News oświadczenie, w którym wyrażają skruchę i informują, że będą analizowały treść pozwu.
Rodzina Brittany oskarża amerykańskie linie o zaniedbania i domaga się odszkodowania w wysokości ustalonej przez ławę przysięgłych. Proces może rozpocząć się za 12-18 miesięcy.