Do nietypowej sytuacji doszło na lotnisku w stolicy Węgier. Podczas boardingu, kiedy pracownicy lotniska sprawdzali pasażerom lecącym do Berlina dokumenty, okazało się, że część z nich nie wypełniła PLF, czyli formularza lokalizacyjnego. To wymóg konieczny, aby dostać się do Niemiec.
Blisko 100 osób nie weszło z tego powodu na pokład. Pasażerowie jednak twierdzą, że sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Dokumentów nikt nie sprawdzał, a bramkę wejścia nagle zamknięto. Pasażerowie tłumaczą, że mieli wszystkie wymagane dokumenty, w kolejce czekali ok 40 min, a samolot i tak odleciał bez nich.
Przewoźnik nie poczuwa się do winy. W oświadczeniu czytamy, że na lotnisku doszło do zamieszania, ale to przez fakt, że pasażerowie powinni znaleźć się w porcie o wiele wcześniej ze względu na więcej procedur związanych z pandemią.
Wizz Air zapewniał, że pasażerowie nie zostali pozostawieni sami sobie. Mogli wybrać alternatywne połączenia, a w razie potrzeby mogli otrzymać posiłek i nocleg.
Bardzo rzadko zdarza się, że pasażerowie i to jeszcze w takiej ilości nie zostają wpuszczeni na pokład. Czasami jednak dochodzi do absurdalnych sytuacji. Pisaliśmy o o tej nietypowej sytuacji na poznańskim lotnisku. Samolot wykonywał rejs do Odessy. Z relacji świadków wynika, że pilot mówił, że jest królem samolotu i krzyczał won do pasażerów.
Innym razem na edynburskim lotnisku doszło do skandalicznej sytuacji. Grupa pasażerów utknęła w korytarzu prowadzącym do samolotu, który częściowo pusty odleciał do Krakowa. Wśród 35 osób byli Polacy.