To, że jakiś kraj jest rzadko odwiedzany, nie oznacza że nie ma tam nic ciekawego do zobaczenia. Czasami powodem jest niewielki obszar danego państwa albo trudności z dotarciem na miejsce. Oto 7 najciekawszych krajów z listy najrzadziej odwiedzanych, które zdecydowanie warto zobaczyć.
Posłużyliśmy się listą najrzadziej odwiedzanych krajów z lat 2016 i 2017 r. Wszystkie dane zebrała Światowa Organizacja Turystyki.
Wyspy Świętego Tomasza i Książęca
To pięć afrykańskich wysp w Zatoce Gwinejskiej w Afryce. Można się tam dostać samolotem lub statkiem, pamiętając o tym że transfer jest w krajach objętych żółtą febrą, więc należy mieć ze sobą żółtą książeczkę szczepień (choć oficjalnie nie jest tam wymagane szczepienie na żółtą gorączkę, to jednak o nie pytają).
Najwięcej atrakcji i najlepsze widoki oferuje największa wyspa: Świętego Tomasza. Kraj słynie głównie z uprawy kakaowca, palmy kokosowej i dziwacznej góry Pico Cão Grande widocznej na zdjęciu poniżej. Najwyższym wzniesieniem jest zaś Pico de São Tomé mierzący 2024 m n.p.m. Jedną z atrakcji jest trekking na tę górę.
Wyspy Świętego Tomasza i Książęca leżą dość blisko punktu, gdzie równik przecina się z południkiem zerowym. Panuje tam tropikalny klimat. Językiem urzędowym jest portugalski, z kolei walutą jest dobra dzieląca się na centymy. Rocznie przylatuje tu około 8 tys. osób.
Libia
Ten pustynny kraj, ze słynnymi antycznymi ruinami w Sabracie wpisanymi na listę UNESCO, nie cieszy się dużą popularnością wśród turystów, których przylatuje tam ok. 6 tys. rocznie. W 2011 r. wybuchła tam wojna domowa, a działania zbrojne po obaleniu al-Kaddafiego tylko się nasiliły, aż w końcu do walki przyłączyło się także Państwo Islamskie.
Libia ma dość dużą powierzchnię, kilka dużych rozwiniętych miast (zwłaszcza Trypolis), można tam znaleźć starożytne zabytki i malownicze oazy. Niestabilność polityczna sprawia jednak, że MSZ odradza podróże do Libii. Choć wizę do tego kraju można uzyskać, to gorzej jest z pomocą konsularną na miejscu. Zawieszono działalność polskiej ambasady w Libii.
Wyspy Marshalla
Archipelag Wysp Marshalla to 1225 wysp w Mikronezji, rozsianych na ponad milionie kilometrów kwadratowych. Tworzą 29 atoli, jest też kilka izolowanych wysp. Na tak małym terenie ludność zajmuje się głównie rybołówstwem i rolnictwem. Łączna powierzchnia kraju jest niewielka – 181 kilometrów kwadratowych.
Rosną tu m.in. uprawy palmy kokosowej i drzewa chlebowego, ale także znanych nam bliżej pomidorów. Gospodarka nie działa zbyt prężnie, a ponieważ jest to jeden z najrzadziej odwiedzanych krajów świata, praktycznie nie ma na nią wpływu turystyka. Rocznie Wyspy Marshalla otrzymuję pomoc w wysokości kilkudziesięciu milionów dolarów od Stanów Zjednoczonych.
Przepiękne atole Wysp Marshalla warto odwiedzić dla tamtejszych zdumiewających plaż i rękodzieła rodzimych mieszkańców wysp (Marszalezów, inaczej Marszalczyków). Kraj znany był z wytwórstwa łodzi. Uchodzi za bezpieczny. Nie są tam wymagane wizy. Przyjeżdża tam około 6 tys. osób rocznie.
Gwinea Równikowa
Jedno z najmniejszych państw Afryki i jedyne, gdzie językiem urzędowym jest hiszpański. Odwiedza go niecałe 6 tys. osób rocznie. Ma do zaoferowania parki narodowe z wulkanami, piaszczyste plaże i trochę kolonialnej hiszpańskiej architektury. Warto spróbować tu wspinaczki i poznawać lokalne kultury. Nie notuje się wysokiego poziomu drobnej przestępczości. Ale nie jest to raj na Ziemi.
Ten niewielki kraj doświadczył dyktatury i choć formalnie jest dziś republiką, dalej odciska ona swoje piętno i łamane są tam prawa człowieka. Dzieci i kobiety zmuszane są do pracy i prostytucji, a dyktatorowi Teodoro Obiangowi nie jest obcy kult własnej osoby.
Gwinea Równikowa jest jednym z krajów, gdzie w części kontynentalnej w naturalnym środowisku można spotkać goryle, ale też rzadkie małpy mandryle, słonie leśne, lamparty i największego płaza – żabę goliat.
Kiribati
Mimo że funkcjonuje tu kilkanaście lotnisk i kilka dużych portów, jest to jeden z najrzadziej odwiedzanych krajów świata (ok. 4 tys. osób). Połączenia lotnicze odbywają się głównie w obrębie kraju. Spoza kraju można tam dolecieć m.in. z Honolulu na Hawajach, a połączenia nie odbywają się codziennie.
To kraj, który do 2050 roku może zostać w dużej mierze zalany przez skutki globalnego ocieplenia. Warto więc się pospieszyć i mimo wszystko spróbować tam dotrzeć, by podziwiać niezwykłe atole z bajkowymi plażami, posurfować, ponurkować i zobaczyć wraki z II wojny światowej.
Tuvalu
To drugi najrzadziej odwiedzany kraj świata: rocznie przybywa tam 2 tys. osób, z czego około 360 osób to turyści – średnio jeden na dzień. Co tam zwiedzać, jeśli wyspy o powierzchni 26 kilometrów kwadratowych zamieszkuje około 10 tys. osób, a przemysł praktycznie nie istnieje i mieszkańcy opierają się na rolnictwie i rybołówstwie?
Cóż, nie bez przyczyny jest to tak rzadko odwiedzany zakątek ziemi. Dla turystów przeszkodą jest trudność dotarcia na miejsce, choć funkcjonuje tam lotnisko i porty. Brak tam też stałego źródła wody pitnej (mieszkańcy zbierają deszczówkę).
Wyspy płaskie jak stół
Wyspy archipelagu Tuvalu są zupełnie płaskie. To drugi najbardziej płaski kraj świata obok Malediwów (i tu i tam najwyższy punkt ma około 5 m n.p.m.). Nie zawsze tak było. Wyspy wyrównali Brytyjczycy (Tuvalu kiedyś było objęte protektoratem brytyjskim). Potrzebowali oni bazy lotniczej. Dlatego zupełnie zniszczyli wzniesienia.
Tym samym Tuvalu jest jednym z najbardziej zagrożonych globalnym ociepleniem krajów na świecie. Są już plany ewakuacji mieszkańców do innych krajów na wypadek podniesienia się poziomu oceanu i znalezienia się wysp pod wodą. Ten proces ma się zacząć do 2050 r. To już wystarczający powód, by postarać się odwiedzić Tuvalu zanim go nie będzie.
Nauru
To najrzadziej odwiedzany kraj świata: rocznie przyjeżdża tam około 160 osób. Jest trzecim najmniejszym krajem świata po Watykanie i Monako. Nauru ma niesamowicie ciekawą historię. To 10-tysięczne państwo na Pacyfiku składające się z zaledwie jednej wyspy doświadczyło więcej niż niektóre większe kraje.
Burzliwa historia
Na Nauru odkryto bogate i jedne z największych na Ziemi złoża fosforytów. To skały, które wykorzystuje się głównie do produkcji nawozów. Występują na przykład w Polsce, Rosji, Afryce czy Ameryce Północnej, ale nigdzie nie są tak wspaniałej jakości jak na Nauru.
Wydobycie fosforytów nadzorowane przez Australię sprawiło, że w latach 70. i 80. poziom życia mieszkańców Nauru stał na najwyższym możliwym poziomie, a PKB na mieszkańca było jednym z najwyższych na świecie.
Eksploatowanie tych bogactw zniszczyło jednak Nauru – głównie jego powierzchnię i szatę roślinną aż w 80-90 procentach – do tego stopnia, że Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości nakazał Australii wypłacenie Nauru odszkodowania za nieodwracalne szkody w środowisku naturalnym. Kwota wynosiła ostatecznie 107 mln AUD.
Wyspa została także częściowo zniszczona podczas II wojny światowej (Nauru było okupowane przez Japonię) a kolejne negatywne dla rodzimej przyrody zjawiska to działalność osadnicza człowieka i sadzenie palmy kokosowej.
Upadek raju
Po wielkim bogactwie przyszedł czas na wielką biedę. Nauru pod koniec XX w. było rajem podatkowym, a więc było polem do prania brudnych pieniędzy. Poprzez korupcję i nietrafione inwestycje roztrwonione zostało to, co Nauru zarobiło na eksporcie fosforytów.
Dziś Nauru pomaga Australia: zarówno finansowo, militarnie jak i humanitarnie. Mieszkańcy zbierają deszczówkę, mają też stację odsalania wody oceanicznej, ale nie uruchamiają jej często ze względu na wysokie koszta energii. Australia co jakiś czas wysyła transport wody pitnej na Nauru.
Warto tu przyjechać choćby dla przekonania się na własne oczy jak wygląda najrzadziej odwiedzane państwo świata.
Warto wysłać do bliskich list ze znaczkiem z wizerunkiem trzciniaka samotnego. Ten ptak to jedyny endemiczny gatunek na Nauru. Państwo posiada port lotniczy, można też przypłynąć małymi statkami (nie ma portu ze względu na obecność rafy, ale przebito w niej wąskie korytarze dla mniejszych jednostek).
Najbliższy ląd znajduje się 306 km dalej (wyspa Banaba należąca do Kiribati).