Każdy z nas to zna. Raz na jakiś czas zdarzają się pechowe dni, kiedy nic się nie udaje, a świat zdaje się być całkowicie przeciwko nam. Niestety, pilotom również się to zdarza. Ale wtedy konsekwencje tego pecha są zdecydowanie większe, niż w przypadku innych ludzi.
O właśnie takim pechu może mówić pilot linii Condor, który podczas swojego lotu z Frankfurtu do Cancun (DE2116) wylał na kokpit kawę. Kto by pomyślał, że tak niewinna rzecz jak kawa może spowodować takie szkody. Airbus A330-243 z 326 pasażerami i 11 osobami z załogi pokładowej musiał zawrócić do Irlandii i wykonać nieplanowane lądowanie, wcześniej zrzucając ogromną ilość paliwa. Ale zacznijmy od początku.
49-letni pilot z dużym doświadczeniem (przeleciał już 13000 godzin) dostał od załogi pokładowej kawę w kubku bez wieczka. Przez przypadek potrącił go, tym samym wylewając zawartość na kokpit. Część panelu zaczęła się mocno nagrzewać, powodując duże trudności w nawiązaniu łączności. Temperatura wzrosła do takiego poziomu, że sprzęt stał się gorący, a przyciski zaczęły topnieć, wywołując kłęby dymu i zmuszając załogę do założenia masek tlenowych.
Ze względu na powagę sytuacji, pilot zdecydował o awaryjnym międzylądowaniu. Obyło się bez osób poszkodowanych. Jednak opóźnienie lotu wyniosło kilkanaście godzin, a pasażerowie musieli przesiąść się do innej maszyny. W celu ustalenia przyczyn powołano komisję, która ustaliła ciąg przyczynowo skutkowy pechowego wydarzenia. Kawa w niezabezpieczonym kubku i nierozwaga pilota zostały ogłoszone przyczyną. A skutek? Zgodnie z rekomendacją komisji w samolotach można podawać kawę i inne napoje jedynie w kubkach z wieczkiem.