Jazda na słoniu, pozowanie z małpką, selfie z tygrysem. Wiele osób czuje pokusę, by skorzystać z takich atrakcji. Dzieje się to jednak z krzywdą dla zwierząt. Tanie Loty promują świadomą turystykę. Wierzymy, że warto o tym mówić.
Zdarza się, że zwierzęta trzymane w niewoli i tresowane dla uciechy gawiedzi, umierają. Ciężar odpowiedzialności spada wtedy w dużej mierze za turystów, mimo że zarabiający na tym procederze unikają odpowiedzialności. Najlepszy sposób to powiedzieć NIE. Oto lista zwierząt wykorzystywanych w turystyce i nieetycznych atrakcji, z których warto zrezygnować.
Słonie
Żaden słoń, na którym można usiąść, nie jest szczęśliwy. Każdy słoń, który ma na sobie siodło albo wręcz gondolę przypominającą wielki kosz, cierpiał tortury. Słonia nie da się wytresować na posłuszne zwierzątko. Słonia da się jedynie złamać psychicznie niszcząc mu życie.
Każdy słoń przeżywa horror. Na czym polega tresura? Na skuwaniu łańcuchami, głodzeniu, oślepianiu, biciu, okaleczaniu. Wiele z nich umiera.
Czytaj więcej: Życie w łańcuchach – los słoni w indyjskich świątyniach
Podobnie kiedyś były traktowane niedźwiedzie cyrkowe. Gdy z podłogi wystają gwoździe, łatwiej stanąć na dwóch łapach. A gdy towarzyszy temu charakterystyczny dźwięk, to potem słysząc go zwierzę staje na baczność. O tresurze niedźwiedzi dziś na szczęście aż tak powszechnie się nie słyszy.
W odróżnieniu od ogrodów zoologicznych, które istnieją by chronić zagrożone osobniki i prowadzić koordynowaną hodowlę wymierających gatunków, miejsca tresury istnieją tylko dla chęci wzbogacenia się. Zwierzęta są tam traktowane okropnie. Takie istnieją na przykład w Indiach. Tresowane tam słonie indyjskie od małego są uczone siadać i wstawać na sygnał, czemu towarzyszy ich cierpienie.
Oglądanie pomalowanych specjalnymi barwnikami słoników na ulicach Indii, nie powinno wzbudzać naszego uśmiechu, a trwogę. Warto uświadamiać innych turystów. Jeśli nie będzie chętnych na przejażdżki, mniej słoni będzie cierpieć.
Konie
To zupełnie inny przypadek. Na koniu można z powodzeniem jeździć ze świadomością, że jest on dobrze odżywiony, zadbany, podkuty, czesany i pielęgnowany każdego dnia, a nawet kochany. Koń nie musi być torturowany, by dać się dosiąść.
Zupełnie inne obciążenie ma jednak koń żyjący w stadninie świadomego i kochającego zwierzęta właściciela, a taki, który od świtu do zmierzchu ciągnie w upale dorożki z turystami.
Coraz głośniej protestują przeciwnicy nadmiernego eksploatowania koni na Rynku Głównym w Krakowie. Świadomy turysta nigdy nie wybierze się też bryczką na Morskie Oko… Znane były przypadki, kiedy zwierzęta padały tam z wycieńczenia.
Czytaj także: Najgorsze zachowania turystów w Polsce
Wielbłądy
Tu sprawa wygląda podobnie jak z końmi. Wielbłąd może wieść dobry wielbłądzi żywot, być zadbany i odżywiony oraz niezbyt eksploatowany. Potrafi unieść dość ciężkiego dorosłego mężczyznę i przewieźć na dużą odległość. Co nie znaczy, że jest przystosowany do nieustannego wożenia turystów dzień w dzień w kieracie, takim jak na przykład pod piramidami, czy w innych turystycznych miejscach.
Poirytowany, zmęczony i osłabiony wielbłąd potrafi ryczeć, rzucać głową na boki, a nawet pluć. Jeśli jest wycieńczony, może próbować ugryźć pasażera na swoich plecach. Niestety, taki widok jest spotykany i nie jest naturalny, wbrew zapewnieniom arabów, którzy na wielbłądach zarabiają duże pieniądze i uspokajają, że histeria wielbłąda to oznaki radości (takie kłamstwa niestety się zdarzają).
Jeśli jedziecie gdzieś na wielbłądach daleko, warto dać spokój głośno protestującym osobnikom i wybrać innego wielbłąda. Jeśli droga ma być krótka, warto rozważyć spacer po piasku. Tym bardziej, że jazda na wielbłądzie nie jest szczególnie przyjemna.
Łaskuny, czyli cywety
Wyobraźcie sobie kawę, której rocznie uzyskuje się jedynie 400 kg. Musi więc być ekstremalnie droga. Ta kawa to kopi luwak, a jej kilogram kosztuje ok. 4 tys. zł.
To najdroższa kawa na świecie, bo proces jej pozyskania jest skomplikowany. Najpierw zwierzę zwane łaskunem palmowym (czyli inaczej cywetą) musi zjeść ziarna kawy i… je przetrawić. Odchody są przeczesywane w poszukiwaniu nadtrawionych ziaren.
Kiedyś produkcja opierała się o ziarna z odchodów zwierząt żyjących na wolności. Dziś cywety są hodowane w ciasnych klatkach w bardzo złych warunkach. Niestety często umierają. To nieetyczny sposób traktowania zwierząt, a więc picie kopi luwak uznajemy za przyczynianie się do cierpienia cywet. Rezygnacja z tego typu atrakcji będzie też zbawienna dla naszego portfela.
Czytaj więcej: 6 egzotycznych przysmaków, które uznasz za odrażające
Węże
Kobry na placu Jemaa El Fna to dla turystów jedna z największych atrakcji Marrakeszu. Różne gatunki węży tańczą w rytm muzyki, co wygląda, delikatnie mówiąc, nienaturalnie.
Węże nie mają poczucia rytmu i nie słuchają Dawida Podsiadło na listach przebojów. Pozycję wyprostowaną przyjmują głównie z poczucia zagrożenia. Często tresowane są tak, że dostają jeść jedynie wtedy, gdy wyglądają z koszyka. Wiją się zaś śledząc końcówkę fletu wycelowaną przez zaklinacza w ich stronę. Mają pousuwane zęby jadowe, a często podobno także… zszyte paszcze. Jak się domyślacie, wtedy mogą żyć tylko kilka tygodni. Ja akurat widziałam węże złowieszczo wysuwające języki.
Celowo nie chciałam robić zdjęć kobrom na placu Jemma El Fna. Do ilustracji tego procederu wykorzystany został filmik sprzed kilkunastu lat (a od tego czasu nic się nie zmieniło). Robienie zdjęć i filmowanie nakręca zaklinaczy do nagabywania turystów do zapłaty. Czasami przynosi to skutek i turyści płacą za możliwość sfotografowania kobry. To napędza ten interes.
Na szczęście coraz więcej jest osób, które nawet nie podchodzą do węży. Są świadome, że jest to nieetyczna atrakcja. Ci nieświadomi często zostają dosłownie zarzuceni wężami i zmuszeni do zrobienia sobie zdjęcia ze żmiją na szyi. Nawet ci, którzy panicznie boją się tych gadów.
Kolejną kwestią jest pozowanie z wężami-dusicielami na szyi. Takie pseudoatrakcje można spotkać dosłownie wszędzie, często w Azji. Ale niestety pojawiły się także w Polsce, na przykład w nadmorskich miejscowościach, można natrafić na zamęczających węże ludzi, którzy zachęcają do zdjęcia z pytonem za 5 zł. Należy wtedy reagować i zgłaszać taki proceder: do władz miasta, straży miejskiej, policji, obrońców praw zwierząt. Każda reakcja jest dobra.
Tygrysy
Podobnie jak w przypadku słoni, dużym problemem w Indiach jest tresura tygrysów. Ten dziki kot nie daje się złamać tak łatwo. Ma silne poczucie niezależności. Ale ból i strach sprawiają, że kładzie się na komendę, przeskakuje przez obręcz, wskakuje na konia (to akurat w cyrkach), wykonuje sztuczki.
Smaganie tygrysów batami, czy rozłupywanie na ich głowach drewnianych pałek, było drogą do tresury cyrkowej już w XIX w. Niewiele zmieniło się w Indiach, bo aby tygrys chciał zapozować do zdjęcia z człowiekiem, musi bać się bolesnej kary za przejawianie agresji.
Empatycznemu człowiekowi ból sprawia nawet myślenie lub czytanie o tym. Oglądanie pokazów tygrysich sztuczek, przypominające pokazy cyrkowe, niektórym bólu nie sprawia, tylko przynosi radość. W pokazach uczestniczą też dzieci. To przez nieświadomość i niewiedzę rodzi się niewyobrażalny ból tych pięknych zwierząt. Co więc robić? Nie ufać podejrzanym “rezerwatom” tygrysów w Indiach. Czytać opinie o każdym z takich miejsc. Nie robić sobie z dzikimi kotami selfie. I nie chodzić do cyrku, gdzie zwierzęta są atrakcją.
Małpy
Tresowane małpy cierpią wszędzie: od cyrków, przez zakamarki Indii po plac Jemma el Fna w Marrakeszu, gdzie można je znaleźć tuż obok węży. Prowadzone na sznurku lub łańcuchu małpki wskakują opiekunom na szyję, włażą na głowę, robią fikołki…
Wyobrażacie sobie, co trzeba zrobić dzikiemu zwierzęciu, by zmusić je do zrobienia fikołka? Wystarczy popatrzeć na małpy w Marrakeszu, by zobaczyć, jak są nieszczęśliwe już na pierwszy rzut oka. W nas powyższy filmik wywołuje zgrozę.
Małpy nie tylko wskakują na swoich opiekunów, ale są przez nich napuszczane na turystów. To nic miłego, jeśli nagle na głowę wskakuje małpa, zwłaszcza komuś, kto się tego boi.
W nocy, gdy turyści znikają z placu, małpki wracają do swoich klatek.
Również krokodyle trzymane w strasznych warunkach w nubijskich domach. Małe klatki bez możliwości jakiegokolwiek ruchu. Małe krokodyle pokazywane turystom są wpuszczane na ziemię. Koszmar.
A gdzie delfiny?! I orki?
A biedne fanki na Saharze? Nie mogłam zasnąć patrząc co z nimi robią….
A co z nimi robią? Pytamy, bo na pewno to też warto nagłośnić.
Flamingi – Aruba
Człowiek to największe zło tej planety Dziwicie się ze przyszedł covid?